Wstęp
Kiedy zdawałam na studia magisterskie, pracowałam już od czterech lat w zawodzie ilustratora, dlatego założyłam sobie, że skoro mam poświęcać dużo czasu i energii na stworzenie dyplomu, to chcę zrobić projekt, który będzie miał rozmach, będzie oryginalny, odważny i będzie czymś, czego nie miałabym szansy stworzyć, pracując dla wydawnictwa.
Przez pierwszy miesiąc trochę kręciłam się w kółko. Trudno jest wymyślić od zera osobisty projekt, którym chcemy coś światu przekazać. Wymaga to nie tyle wymyślenia czegoś, ile odnalezienia w sobie wewnętrznej potrzeby powiedzenia o czymś.
W tamtym czasie miałam dwa projekty, które długo leżakowały w mojej głowie, które bardzo chciałam opracować i które wynikały z mojej potrzeby powiedzenia o czymś dla mnie ważnym - były to atlas stworzeń wymarłych i "Zaginiona wyspa". Na oba te projekty miałam już podpisaną umowę z Naszą Księgarnią i zaczynałam nad nimi pracować. Chwilowo nie przychodziło mi do głowy nic innego, dlatego, postanowiłam zrobić burzę mózgów.
Etap 1: Praca koncepcyjna
1. Burza mózgów i szukanie pomysłu
Moim pierwszym pomysłem był picture book, w którym każda rozkładówka pokazywałaby dwie alternatywne linie czasowe tych samych wydarzeń. Nazwałam ją roboczo "Uważaj, czego pragniesz".
Każda rozkładówka pokazywałaby dwa światy - taki w którym wszystko dzieje się normalnie i taki, w którym każde życzenie spełnia się w jak najbardziej dosłowny sposób. W trakcie trwania fabuły sytuacje namnarzałyby się, prowadząc do coraz bardziej groteskowego przebiegu akcji.
Mój pomysł zyskał aprobatę moich promotorek, ale dla mnie to nie do końca było to. Wtedy pomyślałam, że niepotrzebnie czepiam się formy książki - to jest coś, co robię na co dzień. Teraz mam szansę zrobić wszystko, a ja ciągle ograniczam się do znanej i bezpiecznej formy.
Pomyślałam więc, że motyw życzeń mógłby być czymś w rodzaju gry domino - mamy karty z życzeniami i karty z rezultatami życzeń, które trzeba układać w jakiś ciekawy ciąg.
Trop kart był ciekawy, a pomysł zrobienia gry karcianej również mi się spodobał. Zaczęłam więc rozwijać tę koncepcję. Może to nie powinny być życzenia?
Sam wygląd kart przypominał mi pokoje - prostokątne, widziane z boku przestrzenie.
Wynajmowałam wtedy mieszkanie w bloku z wielkiej płyty i miałam serdecznie dość swoich sąsiadów. Ściany zdawały mi się tak cienkie, jakbyśmy wszyscy mieszkali w jednym mieszkaniu. Moje obserwacje podsunęły mi kolejny pomysł na układankę z wykorzystaniem kart.
Każda karta to pokój - zza każdej ściany, sufitu i podłogi dobiega jakaś onomatopeja - gracz musi dokładać do onomatopej kolejne pokoje, w których dzieją się wydarzenia odpowiadające dźwiękowi zza ściany. Jeśli w pokoju A, zza prawej ściany dobiega onomatopeja "Hau" to gracz musi po prawej stronie dołożyć kartę B, na której jest pies lub inne stworzenie, które może szczekać. Wygrywa ten, który jako pierwszy pozbędzie się swoich kart z ręki. Po skończonej rozgrywce obraz pokoi układałby się w blok, w którym każdy słyszy wszystko, co dzieje się u sąsiada, a z mieszaniny tych dźwięków tworzy się jakaś opowieść.
Tylko jak sprawić, żeby układanka z kart miała ramy bloku, a nie zaczęła przypominać bezwładnej składaniny pokoi o niezaplanowanej bryle?
Wymyśliłam, że karty układałoby się na większej planszy z wyznaczonym obszarem, na którym można dokładać pokoje. Wtedy zawsze układalibyśmy blok o określonym wyglądzie, wielkości i kształcie. Dokładanie kart z pokojami wyglądałoby na planszy jak odsłanianie ścian, żeby zajrzeć do wnętrza budynku.
Pomysł zaczynał być obiecujący.
Pomysł z dostawianiem do siebie dwóch ilustracji zaczął w mojej głowie ewoluować. Początkowo zestawiane miały być dwa osobne pokoje, które łączył wspólny dźwięk.
Pomyślałam jednak, że sam dźwięk to może trochę za mało? Co gdyby dało się zestawiać nie tylko dźwięk z jego źródłem, ale całe rozmowy, w taki sposób, by ich przebieg zmieniał się wraz z przekładaniem elementów układanki?
Wyobraziłam sobie taką sytuację: W parku stoi para młodych i pięknych ludzi. Mężczyzna wpatruje się w kobietę i oznajmia: "Ależ ty masz piękne oczy". Gdyby obu aktorów ustawić na osobnych kartach, to zmieniając jedną z kart, można by było zmienić zupełnie kontekst sceny i odbiór sytuacji.
Np. początkowa scena jest romantyczna, podniosła, ale też zupełnie zwyczajna. Ale co gdyby w tym układzie podmienić, postać pięknej kobiety na stuokiego kosmitę, lub wielkookiego australopiteka? Przez zestawienie ze sobą tak różnych światów udałoby mi się osiągnąć efekt komiczny.
Może więc układanka powinna polegać na łączeniu ze sobą dialogów, tak aby osiągnąć jak najwięcej zabawnych sytuacji?
Jak jednak mam sprawić, żeby układanka nie była tylko zlepkiem przypadkowych gagów, ale ciekawą i atrakcyjną wizualnie ilustracją?
Cofnęłam się do pomysłu z planszą. Może tu też powinna być plansza pokazująca jakiś większy obszar - dowolne miejsce, w którym w naturalny sposób będzie mogło się znajdować więcej osób w różnych sytuacjach.
Zastanowiłam się nad scenką, którą ułożyłam sobie w głowie - wstępnie miałam troje aktorów - piękną damę, kosmitę i australopiteka - jak ich logicznie połączyć, żeby mogli wystąpić w tej samej układance?
Wtedy pomyślałam, że może, każdy z nich powinien mieć swoją wersję tej samej ilustracji-układanki. Australopitek występowałby na ilustracji przedstawiającej dany teren w prehistorii, piękna dama byłaby w tym samym fragmencie świata, tyle że w teraźniejszości, a Kosmita byłby na tym samym terenie, tyle że w przyszłości. Przekładając karty między przeszłością, a przyszłością układalibyśmy te same puzzle, tyle że z zabawnymi sytuacjami.
Nowe pomysły również podobały się w pracowni dyplomowej, ale ja dalej czułam, że to nie jest ten mój "odnaleziony" temat. Wróciłam, więc do moich dotychczasowych pomysłów i zastanawiając się nad nimi, zauważyłam, że tym, co je wszystkie łączy jest zagadnienie czasu - to był mój "odnaleziony temat"!
Czas, który ciągle płynie, którego nie możemy w żaden sposób kontrolować czy zawrócić. Każdy z nas się go obawia, bo nie da się go przewidzieć i powoduje ciągłą zmianę.
Na co dzień obserwowałam zmiany dziejące się wokół mnie - niszczenie budynków, które mijałam od dziecka, wznoszenie nowych, znikanie miejsc, obok których się wychowałam i ludzi, których znałam całe życie.
Czytałam jakiś czas wcześniej książkę Kurta Vonneguta Jr. pod tytułem „Rzeźnia nr 5”, która była dla mnie dużą inspiracją podczas myślenia o moim projekcie. Vonnegut opowiada w niej o Tralfamadorianach, czyli przybyszach z kosmosu, którzy widzą otaczający ich świat w czterech wymiarach.
Zagadnienie widzenia zdarzeń w czwartym wymiarze, połączyło się w mojej głowie z wcześniejszym pomysłem na zestawianie ze sobą kart z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Wyobraźmy sobie jakiś fragment rzeczywistości - np. miasto. Co gdybym narysowała w formie układanki to samo miasto - ten sam jego fragment - w różnych momentach historii? Przekładając fragmenty puzzli, odbiorca nie tworzyłby już tylko śmiesznych gagów, tak jak zakładałam poprzednio. Jego manipulacja elementami układanki byłaby próbą zgłębienia istoty pokazanych wydarzeń - badaniem co leży u źródła oglądanej sceny i jak się ona zakończy. Odbiorca układanki nie byłby więc już tylko biernym widzem, który zmienia obraz dla własnej uciechy. Stawałby się badaczem, obserwatorem wydarzeń i odkrywcą łańcuchów przyczynowo skutkowych.
Pozostawało zastanowić się nad tym w ilu momentach historii i w jakich konkretnie mam pokazać moje miasto i jego mieszkańców. Postanowiłam, że osią projektu powinna być długość życia człowieka, dlatego chciałam się zamknąć w okresie ok. 100 lat.
Etap 2: Makietowanie, testy
1. Pierwsza makieta i testy działania pomysłu
Ponieważ moje promotorki nie do końca rozumiały moją koncepcję, to musiałam przygotować testy, pokazujące działanie układanki.
Testowanie zaczęłam od przygotowania dwóch modułów i sprawdzenia, czy uda mi się je opracować zgodnie z moim pomysłem. Test miał powstać szybko i sprawdzać działanie pomysłu, więc rysunki były bardzo szybkie i uproszczone.
Na pierwszy ogień wzięłam moduł z pomnikiem - dolna część to cokół, a górna statua. Chciałam zobaczyć, czy uda mi się tak napisać dialogi i rozrysować sytuacje, aby zmieniając moduły za każdym razem stworzyć sugestywną scenę.
Narysowane scenki zeskanowałam i w komputerze dodałam im kolory, tak żeby łatwo było mi rozróżnić, które z nich są w jednym zestawie i czy każdy zestaw współgra z każdym innym.
W tym momencie zakładałam, że projekt będzie się składał z około ośmiu zestawów płaskich układanek-puzzli. Każda układanka będzie pokazywała ten sam fragment miasta w innym czasie, a puzzle z każdego z ośmiu obrazków będą pasowały do pozostałych. Odbiorca miałby ułożyć każdą z ośmiu wersji ilustracji, a następnie przekładać elementy, pomiędzy układankami, tak żeby zaburzać czas i doprowadzać do mieszania się przeszłości i przyszłości.
Pierwszy test wykazał, że pomysł się sprawdza i możliwym jest rozrysowanie sytuacji w taki sposób, żeby fragment każdej z ośmiu układanek pasował do pozostałych.
2. Ustalenie formy układanki
W tym miejscu musiałam sobie postawić kluczowe pytanie "Dlaczego, ktoś miałby chcieć zamieniać moduły w układance?".
Jeżeli zaproponuję odbiorcy osiem zestawów płaskich puzzli to, kto będzie chciał przekładać fragmenty układanki między kompletami? Poza tym ułożenie wszystkich ośmiu zestawów zajmowałoby bardzo dużo czasu i przestrzeni, a potem ten sam odbiorca miałby jeszcze chcieć niszczyć swój ułożony obrazek i przekładać elementy z jednej układanki do drugiej? To bez sensu. Musiałam poszukać jakiejś innej formy.
Można było sobie wmawiać, że płaskie puzzle to dobry pomysł, że ludzie będą przekładali puzzle między kompletami, bo na tym polega ta gra i przecież się zaangażują w rozrywkę na proponowanych w instrukcji zasadach. Prawdą jest jednak, że w takiej sytuacji forma, w jakiej podajemy odbiorcy produkt, musi sama z siebie sugerować, w jaki sposób się tego produktu używa - musi wspierać działanie dobranym rozwiązaniem.
Wtedy narodził się pomysł klocków.
Każdy z nas pamięta z dzieciństwa układanki takie jak ta:
Ich problem polegał na tym, że forma klocka zupełnie nie wspierała tego, jak się tą zabawką bawiło. Na dziewięciu klockach była rozrysowana kaczuszka, słonik, kotek czy piesek. Poprawnie ułożony obrazek dawał nam wizerunek zwierzątka, ale już kiedy przekręciliśmy jeden z modułów, dostawaliśmy obrazek z błędem. Próba postąpienia wbrew założeniu nie prowadziła do otrzymania czegoś innego, nowego, fajniejszego. Nie dostawaliśmy krokodyla z trąbą słonia, albo kotka z psią mordką tylko błędny, brzydki obrazek, gdzie zadek słonia znajdował się w miejscu kociej buzi.
Mój projekt idealnie wpisywał się w sposób działania tej zabawki, a do tego nagradzał kreatywność odbiorcy i to, że ułożył układankę inaczej, niż to zostało przewidziane.
To było to - klocki. Sama forma klocka sugeruje obracanie go. Dzięki klockom rozwiązał się też problem rozmiaru układanki - nie trzeba już było wielkiego pokoju, gdzie zmieści się 8 kompletów puzzli - układanka byłaby jedna, a obrazków sześć - po jednym na każdej ze ścianek klocka.
3. Testy klocków
Pomysł trzeba było przetestować. Narysowałam dwa pierwsze moduły w trochę bardziej finalnej formie i spróbowałam wydrukować je testowo w formie klocka, w kilku różnych rozmiarach. Chciałam sprawdzić jak różni odbiorcy zareagują na obcowanie z takim obiektem - czy będą go chcieli obracać, oglądać i czy spodoba im się taka forma. Dodatkowo chciałam sprawdzić jaki rozmiar kostki będzie najwłaściwszy.
Najmniejszy klocek miał ściankę o długości 4 cm, kolejny 5 cm, a największy 6 cm. Testowe klocki sama wycinałam, składałam i kleiłam w domu.
Dałam moje sześciany do podotykania różnym osobom, w różnym wieku, żeby sprawdzić ich reakcję na te obiekty. Fizyczna forma modułów została wyjątkowo pozytywnie przyjęta - każdy czuł się zaciekawiony i poświęcał dużo uwagi oglądaniu, obracaniu i zabawie modułami.
Najlepiej sprawdziły się klocki największe - sześcio centymetrowe. Ilustracja i tekst były najbardziej czytelne i najłatwiejsze w odbiorze. Zdecydowałam się więc na ten właśnie rozmiar.
Docelowo, zakładałam, że kostki byłyby drewniane albo plastikowe, tak jak klockowe układanki ze zwierzątkami, które podsunęły mi ten pomysł. Dla celów makiety łatwiej jednak było je wyciąć z papieru
4. Wybór czasu akcji
Wiedziałam już, że decyduję się na sześcienne moduły układanki, a więc czasów, w jakich pokaże ilustrację, również będzie sześć.
Ustaliłam już wcześniej, że chcę, aby przedział czasowy obejmował około 100 lat, tak aby odbiorca mógł oglądać na ściankach układanki koleje losu powtarzających się bohaterów. Pozostawało mi zastanowić się nad tym, jakie sześć okresów w historii będzie najciekawszych do pokazania wizualnie.
Zadecydowałam, że miasto, które będę rysowała będzie miastem Polskim - w przypadku przedstawiania zmian historycznych, mody, wydarzeń i zachowań nie da się przygotować neutralnego pod względem narodowości kraju, a jako polka uznałam, że najlepiej będzie opowiedzieć o tym co znam i co mnie osobiście zachęciło do zajęcia się tym tematem (a więc obserwacja zmian i upływu czasu w moim otoczeniu).
Ważne było, żeby zdecydować się na wybór takich okresów/lat w historii Polski, które były przełomowe, pokazywały zmiany zachowań, mody, architektury, oraz wydarzenia wpływające na dalszą historię naszego kraju.
Chciałam zakończyć opowieść w czasach współczesnych, a więc około roku 2018.
Postanowiłam rozpocząć opowieść w dwudziestoleciu międzywojennym, które pod względem wizualnym było dla mnie najatrakcyjniejsze. Dalej postanowiłam pokazać początek drugiej wojny światowej i jej koniec - uznałam, że wojna będzie bardzo dobrym punktem zwrotnym w historii moich bohaterów oraz pozwoli mi pokazać, jak ogromne zmiany poczyniła ona w ówczesnej rzeczywistości.
Zostały mi do zagospodarowania jeszcze dwa okresy, pomiędzy 1945 a 2018 rokiem - zdecydowałam się na PRL i lata 90, czyli czasy przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej.
5. Próba zaprojektowania postaci starzejącej się
Narysowanie postaci, które się starzeją i jednocześnie odbiorca jest w stanie na każdym etapie rozpoznać w nich tę samą osobę, było kolejnym wyzwaniem w tym projekcie.
Nie miałam jeszcze rozpisanej fabuły, ani scenariusza, ale ważnym było, żeby udowodnić, że takie zaprojektowanie postaci, w małej skali, w co najmniej pięciu wariantach jest możliwe.
Na potrzeby testu wymyśliłam sobie dwie pary bohaterów, których później mogłabym umieścić
w moim świecie. Zaczęłam od rysunku ołówkiem, który dopracowywałam na komputerze.
Proces starzenia się u ludzi jest dużo bardziej złożony niż to widać na załączonych tu szkicach, ale na potrzeby projektu musiałam zastosować szereg uproszczeń - postacie nie mogły zbyt drastycznie zmieniać swojej sylwetki i rysów twarzy, tak, żeby zawsze były rozpoznawalne w tłumie innych postaci.
Same twarze musiały być też bardzo charakterystyczne, bo w mojej układance miało być dziesiąt innych postaci, a każda musiała być narysowana w sposób, który uniemożliwi pomylenie jej z jakąś inną. Zakładałam też, że moduł miałby mieć 6 cm szerokości i wysokości, a więc skala postaci była bardzo mała - odbiorca musiał być w stanie zidentyfikować bohaterów po samej ich sylwetce i cechach charakterystycznych.
6. Pierwszy, izometryczny projekt miasta
Kolejnym krokiem było rozrysowanie fragmentu miasta, który będzie na każdej z układanek. Poszczególne ilustracje miały przedstawiać inne czasy, ale układ dróg, budynków i zasadniczych elementów ilustracji pozostawał niezmienny, na każdej z ilustracji.
Zdecydowałam, że nie będę pokazywała, żadnego istniejącego miasta, a raczej ideę miasta. Zależało mi, żeby na jednej ilustracji znalazły się budynki i miejsca, na których przykładzie fajnie można by było ukazać przemiany kulturowe i zmiany wynikające z upływu czasu. Chciałam, więc mieć park, szkołę, kościół, centrum handlowe, cmentarz, rynek z pomnikiem itd.
W istniejących miastach te budynki raczej nie występują obok siebie, tylko są rozrzucone na większym obszarze - stąd wniknęła moja decyzja o rysowaniu wymyślonego, a nie istniejącego miasta.
Pierwszą układankę narysowałam w rzucie izometrycznym, dlatego, że miasto w takim układzie ładnie wygląda.
Niestety izometria była przy takich założeniach bardzo nietrafionym pomysłem. Rzut izometryczny zupełnie nie współgrał z kwadratowymi modułami i przez dużą liczbę skośnych linii traciłam bardzo dużo cennej przestrzeni. Pojawiało się sporo modułów, na których nie dało się niczego sensownego narysować, bo zawierały róg dachu, kawałek ulicy i czubek komina. Musiałam pomyśleć o innym sposobie narysowania miasta, tak, żeby optymalnie wykorzystać dostępny mi format.
7. Drugi szkic miasta
Podeszłam, więc do tematu po raz drugi. Tym razem rzut nie był tak ładny i efektowny jak izometria, ale wykorzystywał w pełni przestrzeń każdego z modułów. Ilustracja była płaska i starałam się, żeby wszystkie linie ulic były poziome lub pionowe. Liczbę skosów starałam się zmniejszyć do minimum, bo takie linie nie współgrały z kształtem modułów.
8. Materiały
Kiedy już miałam wybranych sześć okresów historycznych, w jakich ma się rozgrywać akcja mojej układanki, oraz określony plan miasta wraz z kluczowymi budynkami, jakie mają się w nim znaleźć, przystąpiłam do zbierania materiałów potrzebnych mi do pracy.
Należało zebrać informacje, zdjęcia i ciekawostki dotyczące każdego z okresów, tak, aby sytuacje pokazane na ilustracjach jak najlepiej i jak najpełniej oddawały ducha przedstawionych czasów.
Materiałów szukałam w różnych miejscach. Jeździłam na targi staroci, gdzie przeglądałam głównie stare dokumenty - zdjęcia, pocztówki i gazety.
Gazety z okresu wojny i dwudziestolecia międzywojennego były dla mnie szczególnie przydatne, bo zawierały dużo nazw sklepów i zakładów, pokazywały, jak wyglądały szyldy i co w danych czasach sprzedawano w sklepach.
Odwiedzałam też muzea, w których można znaleźć wiele ciekawych materiałów - np. w Muzeum Śląskie, Muzeum Poczty w Gdańsku i Wrocławiu, muzea miejskie i wiele innych. Oglądałam tam głównie stroje, przedmioty i czytałam o przemianach zachodzących w miastach w różnych okresach historii. Podczas rysowania często korzystałam z przywiezionych z tych miejsc zdjęć.
Największą pomocą był jednak internet. Współcześnie bardzo wiele starych zdjęć miast można znaleźć w archiwach cyfrowych. Przeglądałam różne Polskie miasta i to jak na przestrzeni lat zmieniały się budynki, dekoracje, małe elementy architektoniczne czy stroje przechodniów.
Oglądałam też sporo filmów osadzonych w rysowanych przeze mnie realiach, nie zawsze polskich. Filmy dostarczały mi informacji, o tym, z jakimi kolorami, motywami czy obrazami kojarzymy dane lata - świadomie czy nie, filmy mocno wpływają na nasz odbiór historii, a umiejętne nawiązanie do klimatu czy kolorystyki, która kojarzy nam się z danymi czasami, może nakierować odbiorcę na pożądane przez nas skojarzenia.
Dużą pomocą na tym etapie były też dla mnie rozmowy z osobami żyjącymi w danych czasach, lub takimi, które zajmują się historią i mogły podsunąć mi motywy warte pokazania.
Ze współczesnością i latami 90 nie miałam, żadnego problemu, bo to czasy, w których żyję i w których się wychowałam, więc dla odświeżenia wystarczyło pooglądać rodzinne albumy ze zdjęciami, czy nagrania z kamery dziadka.
O życiu w PRLu wiele opowiedzieli mi rodzice czy dziadkowie. Jest to też czas szeroko przedstawiany w polskich filmach, więc tu także o materiały było prosto.
Większym problemem były lata wcześniejsze. Z trzema pierwszymi okresami najwięcej pomogła mi moja promotorka pracy teoretycznej, która jest świetną historyczką sztuki i zwróciła moją uwagę na hasła, którymi powinnam się zainteresować. Uzupełnieniem były oczywiście książki, artykuły i inne źródła wiedzy.
Etap 3: Scenariusz
1. Oś czasu
Mając za sobą testy działania układanki, wymyślanie koncepcji, określenie czasu i miejsca akcji oraz wstępne zebranie materiałów należało zająć się scenariuszem i rozpisaniem historii moich bohaterów.
W tym celu stworzyłam oś czasu w formie tabelki. Każdy bohater dostał swoją kolumnę, a w poziomych wierszach rozpisane były okresy historyczne przedstawione w układance.
Przy każdej postaci pisałam, co ma się z nią dziać na przestrzeni całej historii, ile lat miałaby w danym okresie oraz jakie zmiany w niej zachodzą.
Na osi rozpisane były tylko postacie głównych bohaterów - poza nimi miały się też pojawić postacie, występujące w mieście tylko w jednym, określonym czasie.
Większość postaci nie występuje na wszystkich ilustracjach - w trakcie tych stu lat część bohaterów znika, a w ich miejsce pojawiają się inni.
2. Rozpisanie fabuły na poszczególne moduły układanki
Kiedy miałam już rozpisane na osi czasu losy kluczowych postaci, pozostawało rozmieścić je w obrębie rozkładówki, a także rozpisać gdzie i jakie postacie mają pojawić się tylko raz.
Ważnym było, żeby już teraz rozpisywać i rozmieszczać scenki tak, żeby miały one potencjał przy późniejszym obracaniu modułów.
Nie rozpisywałam jeszcze dokładnie wszystkich dialogów, ale zapisywałam, czego mają one dotyczyć i jaki efekt ma wywoływać obracanie konkretnych modułów.
W tym celu zeskanowałam narysowany wcześniej plan miasta z zaznaczoną na nim siatką późniejszych cięć i wydrukowałam go sześciokrotnie na formacie A3.
Na samoprzylepnych karteczkach pisałam, co ma być narysowane na każdym module, na każdej z sześciu ilustracji.
Karteczki przylepiałam do poszczególnych modułów.
Dzięki temu wiedziałam, gdzie mają się znajdować kluczowe dla mnie postacie, a gdzie mam "wolne" moduły, na których mogę dorysować jednorazowe postacie lub umieścić dodatkowe sytuacje pojawiające się podczas obracania modułów.
Pod koniec pracy miałam dokładnie rozpisane, co ma się dziać na każdym z modułów i wszystkie możliwe sytuacje, jakie mogą się pojawiać podczas manipulowania elementami układanki.
Etap 4: Rysowanie elementów ilustracji
1. Projekty i szkice postaci
Kolejnym etapem, było zaludnienie mojego miasta i nadanie wymyślonym przeze mnie bohaterom twarzy.
Każdą postać szkicowałam na kartkach, notowałam przy niej uwagi, pomysły to, w którym czasie i na jakim module ma ona wystąpić.
Poza postaciami rysowałam też elementy małej architektury, które miały się zmieniać w czasie - wygląd przystanku autobusowego, latarni ulicznych, słupów ogłoszeniowych, drogowskazów czy skrzynki pocztowej.
Wszystkie szkice skanowałam, wycinałam w Photoshopie i narzucałam w odpowiednie miejsca, na wcześniej przygotowanym planie miasta.
Etap 5: Rysowanie
1. Rysunek linearny
Mając rozpisaną fabułę i rozrysowane postacie zaczęłam pracę w komputerze.
Pierwszym etapem było przygotowanie szkieletu ilustracji, który byłby niezmienny na wszystkich rysunkach. Był to układ ulic i budynki, które pozostawały zawsze takie same, nawet jeżeli miały się różnić detalami, pomiędzy ilustracjami.
Mając gotowy szkielet ilustracji, nakładałam na nią detale i postacie właściwe dla każdego z rysowanych okresów historycznych.
Nad wszystkimi ilustracjami pracowałam równolegle, ponieważ chciałam na każdym etapie pracy, mieć je w podobnym stadium gotowości. Dzięki temu, jeśli jakiś moduł wymagał zmiany, to mogłam dokonać jej jednocześnie na każdym rysunku i mieć pewność, że nie umknie mi żaden detal.
Praca nad tym projektem wymagała ciągłego skupienia i precyzji, żeby dokładając detale i dopracowując rysunki nie zatracić zgodności modułów między każdą z sześciu ilustracji. Musiałam ciągle pamiętać, że mają się one później obracać i zawsze być do siebie dopasowane, nie zależnie od tego jak są obrócone pojedyncze moduły,
Tak wyglądały wszystkie plansze w wersji linearnej:
2. Testowe druki
Rysując linearny obraz miasta, na każdym etapie rysowania wykonywałam testowe wydruki wszystkich ilustracji w skali 1:1, aby mieć pewność, że elementy mają dobrą skalę i wszystkie ilustracje są czytelne.
2. Kolory
Mając przygotowane linearne rysunki wszystkich ilustracji, przystąpiłam do kolorowania.
Chciałam, żeby kolorystyka każdej ilustracji była zupełnie inna niż pozostałych, tak aby dało się bez problemu ułożyć każdą układankę, nie mając wątpliwości, która ze ścianek kostki odpowiada układanemu okresowi historycznemu.
Jednocześnie kolory musiały być tak dobrane, żeby odbiorca był w stanie zidentyfikować, miejsca, obiekty i postaci, a różnice w odcieniach pomiędzy każdą z sześciu wersji ilustracji, nie zaburzały rozpoznawania obiektów.
Dobierając kolorystykę, chciałam obudzić w odbiorcy skojarzenia z danym okresem historycznycm - oglądałam więc zdjęcia i filmy z danych czasów, szukając jakichś prawidłowości w przedstawianiu konkretnych czasów.
Kolorując ilustracje, robiłam to równolegle we wszystkich rysunkach, partiami tak jak podczas rysowania. Ciągle dbałam o to, żeby balansować między rozpoznawalnością fragmentów każdej z ilustracji a łatwym rozróżnieniem od siebie kolejnych okresów historycznych.
Na poniższym gifie możecie zobaczyć, jak powstawały ilustracje na przykładzie dwudziestolecia międzywojennego. Na gifie widać etapy rysowania, od pierwszego szkicu planu miasta, do finalnej wersji rysunku.
A tu jeszcze możecie zobaczyć finalne wersje każdej z sześciu wersji miasta. Każda z ilustracji wyraźnie różni się kolorystyką, tak żeby na sześciennej kostce od razu było widać która ścianka pasuje do którego okresu.
3. Typografia
Ważnym elementem pomysłu były dialogi, które zmieniały swoje znaczenie, przez obracanie modułów układanki.
Zdecydowałam się umieścić dialogi na ilustracji w formie komiksowych dymków. Miejsca, w których miały znaleźć się dymki, miałam już wstępnie zaplanowane na etapie rysowania ilustracji. Pozostawało dobrać odpowiedni font, który pasowałby charakterem do rysunków, a potem złożyć nim teksty.
Wybrałam kilka krojów pisma, których charakter mi się podobał i wydawał się pasować do rysunków.
Każdy krój pokazałam na białej kartce w różnej skali oraz wpisany we fragment ilustracji, żeby zobaczyć, jak działa w zestawieniu z moją kreską:
Ostatecznie wybrałam krój "Billy the flying robot", który to krój zresztą do dziś uwielbiam i często używam go w swoich książkach, bo jest czytelny, komiksowy i świetnie pasuje do moich rysunków.
Do składu tekstu ciągłego w instrukcji wybrałam krój Lato - głównie dlatego, że miał dużo odmian, polskie znaki i był darmowy.
Etap 6: Zmagania z wykonaniem projektu
Równolegle do prac nad samymi ilustracjami pracowałam nad technicznymi aspektami projektu, które podczas całego procesu najbardziej spędzały mi sen z powiek. Mój projekt był trudny nie tylko koncepcyjnie, ale również introligatorsko i technologicznie.
1. Testowanie materiału - drewniane klocki
W pierwszym założeniu układanka miała być zrobiona z drewna - tak jak stare, dziecięce klocki. Kupiłam, więc drewniane listwy o szerokości 6 × 6 cm.
Listwy zaniosłam do stolarza, który miał przygotować prototypowy zestaw klocków.
Po dwóch miesiącach odebrałam od niego kostki. Pierwsze wnioski miałam już kiedy podniosłam pakunek - były nieziemsko ciężkie. 77 drewnianych klocków ważyło tyle, że można by ich używać zamiast sztangi podczas ćwiczeń.
Kolejny wniosek miałam po tym, jak w domu ułożyłam je we właściwy format...
Ciężko mi powiedzieć, jak do tego doszło, że z listw o rozmiarach 6 × 6 wyszły klocki w każdym możliwym wymiarze, ale wniosek był taki, że cały komplet nadaje się do niczego.
Jednak głównym powodem, dla którego zrezygnowałam z pomysłu z drewnianymi kostkami była waga całego kompletu - przy takiej ilości klocków potrzebowałam zdecydowanie lżejszego materiału.
Kolejną myślą był plastik.
Niestety produkcja klocków z plastiku w tak małym nakładzie (chciałam stworzyć dwa komplety) byłaby bardzo kosztowna. Żeby przygotować klocki z plastiku, należałoby przygotować specjalną matrycę, z której produkowałoby się klocki o jednakowym kształcie - dla tak małego nakładu nie było sensu brać tego pod uwagę.
Następnie rozważałam pleksiglas.
W grę wchodził druk na pleksi i ręczne sklejanie klocków w firmie przygotowującej materiały reklamowe. Jednak koszt takiego rozwiązania, znów był nie współmiernie wysoki do rezultatów.
2. Ostatecznie wybrany materiał klocków i szablony
Ostatecznie zdecydowałam się na wykonanie klocków z papieru.
Klocki miały być wykonane z grubej, zafoliowanej tektury, dzięki czemu były dość sztywne i wytrzymałe, a jednocześnie bardzo lekkie.
Jedna drukarnia w Katowicach podjęła się przygotowania tego projektu w ciągu miesiąca - od druku przez ręczne klejenie wszystkich klocków.
Przygotowałam każdy klocek w postaci szablonu, mieszczącego się na kartce A4. Szablon, miał szerokie skrzydełka pomagające w sklejeniu i składał się w sześcian:
3. Broszura
Do układanki dodana miała być broszura, mająca pełnić funkcję rozbudowanej instrukcji obsługi, wzbogaconej krótkimi opisami tła historycznego każdej z epok, a także miniaturami ilustracji, które pomagałyby w poprawnym ułożeniu obrazka.
Teksty pisałam sama, a później oddałam je do redakcji i sama składałam.
Broszurę oddałam do druku w tej samej drukarni, która zajmowała się drukiem klocków. Broszura była drukowana na kredowym papierze, w miękkiej okładce i była zszyta zszywkami tak jak standardowa instrukcja obsługi dodawana do gier.
4. Pudełko
Jak dotąd skupiałam się na tym, żeby właściwie opracować ilustrację, zadbać o to, żeby obracanie modułami działało, jak należy, znaleźć właściwy materiał do zrobienia klocków, znaleźć drukarnię, która zgodzi się przygotować klocki, zlecić wszystkie prace wszystkim podwykonawcą, poprawnie złożyć broszurę i zadbać o to, żeby w tekstach nie było błędów ortograficznych, stylistycznych, czy typograficznych. O pudełku pomyślałam na samym końcu, bo to był etap pracy, przy którym nie zakładałam już żadnych problemów. Okazało się oczywiście, że się przeliczyłam.
Kiedy projektowałam pierwszą planszę miasta, zupełnie nie przyszło mi do głowy, że liczba 77 kostek, nie jest może najlepszą liczbą na świecie, jeśli trzeba te kostki sensownie ułożyć w pudełku.
Michał pomógł mi przygotować różne warianty tego, jak się te klocki da spakować, żebym mogła określić wygląd i rozmiar pudełka. W każdym rozkładzie zostawała mniejsza lub większa szczelina o bardziej, lub mniej regularnym kształcie, która niestety nie wyglądała jak celowy zamysł projektanta, tylko jak wynik nieprzemyślanej decyzji...
Było już za późno na zmianę formatu układanki i dołożenie lub odjęcie części klocków. Musiałam więc wybrać opcję gdzie pusta przestrzeń między klockami, w pudełku była najmniejsza i zastanowić się jak wybrnąć z tej sytuacji.
Zdecydowałam się zaprojektować pudełko o rozmiarach 30 × 24 × 24. W środku zostawała mi luka o wymiarach 6 × 6 × 18 cm.
Postanowiłam w tej luce umieścić pudełeczko z czymś. Z czym? Nie wiedziałam. Zaczęłam się zastanawiać, co może być akcesorium uzupełniającym i dopełniającym układankę.
Po kilku kawach, okładach z kota i długim dumaniu, wreszcie wymyśliłam - dodam do broszury gry, zadania i zabawy, które odbiorca może wykonywać, by urozmaicić sobie obcowanie z zabawką, po tym jak już zaznajomi się ze wszystkimi zawartymi w niej historiami. Zadania będą wymagały klepsydry odmierzającej czas, która będzie schowana w pudełeczku w pozostałej luce!
Klepsydra miała zarówno znaczenie symboliczne - jako że czas był motywem przewodnim całej układanki - jak i funkcję praktyczną. Nowo dodane zabawy polegały m.in. na układaniu klocków na czas, wykonywaniu zadań w określonym czasie, zabawach z inną osobą oraz na wyzwaniach czasowych.
Klepsydrę kupiłam i udało mi się nawet znaleźć taką o idealnie dobranym do pudełeczka rozmiarze.
Ostatecznie nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - propozycje zabaw, bardzo fajnie urozmaiciły sposoby obcowania z zabawką i dodały do niej nową wartość, a klepsydra stała się fajnym gadżetem podkreślającym motyw przewodni układanki.
4. Drukarnia i introligatornia
Okleinę do pudełka drukowałam w tej samej drukarni, która zajmowała się przygotowaniem klocków i broszury. Pudełko zrobiła uczelniana introligatorka, z kartonu, oklejonego przygotowanymi i zafoliowanymi wydrukami.
Poniżej zdjęcia, które zrobiłam, kiedy odbierałam pudełka z introligatorni:
Pudełko wyszło świetnie. Było sztywne, pięknie wykonane, solidne i idealnie pasowało do klocków.
5. Finalny wygląd
A tak finalnie prezentował się cały projekt:
Jeśli chcecie sprawdzić działanie układanki w praktyce, to przygotowałam dla was wirtualny fragment
-> KLIK Klikając na kwadraty, zasymulujecie obrót sześciennych kostek.
Etap 7: Testy działania
W międzyczasie testowałam czy klocki działają, jak należy i sprawdzałam, jak inni ludzie reagują na tę układankę.
Najpierw ułożyłam sama:
Potem dałam klocki do testów innym osobom, w różnym wieku:
Etap 8: Obrona dyplomu
1. Dzień przed obroną - Wystawa dyplomów magisterskich
Obrony dyplomów były publiczne i odbywały się w Rondzie Sztuki. Dzień przed obronami, mieliśmy wieszać i aranżować wystawę, oraz przygotować prezentację na następny dzień.
Ja wymyśliłam, że zaprezentuję wszystkie sześć ilustracji jako wielkoformatowe plakaty, które będą wisiały na ścianie, po lewej strony od komisji. Pod plakatami ustawiłam podest, na którym rozłożyłam klocki, pudełko i broszurę.
Po prawej stronie od stołu komisji ustawiłam podłużny stół, na którym znajdował się drugi komplet klocków. Nad stołem znajdowała się kamera, która w czasie rzeczywistym transmitowała obraz do telewizora ustawionego na wprost stołu komisji. Podczas mojej prezentacji trzy osoby miały układać klocki i prezentować ich działanie.
Na wprost stołu komisji (tam, gdzie na zdjęciach leci mecz) miała być wyświetlana prezentacja, do której będę mówiła.
2. Obrona dyplomu magisterskiego
Zakończenie
Jeżeli zaineterował cię ten artykuł, to sprawdź inne teksty z tego cyklu:
Kolejny tekst już wkrótce
Jestem zszokowana ogromem pracy, samozaparcia i kreatywności. 😍
OdpowiedzUsuńI do końca byłam przekonań, że to co najmniej praca doktorska.
😍
SERDECZNE GRATULUJE. ❤️
I jak już kiedyś pisałam.. Czekam aż gra zostanie wydana. Bo jest jedyną taka na świecie. 😍 PIĘKNA i odkrywcza. 😍 Pozdrawiam serdecznie. Ewa.
Dziękuję! Bardzo się cieszę, że gra i artykuł się Pani podobają :)
UsuńA co do wydania - ja także trzymam kciuki, żeby kiedyś się ukazało!
Chcę takich klocków!
OdpowiedzUsuńCudowne❤️ Trzymam kciuki za wydanie.
OdpowiedzUsuńDzień dobry, ja oraz mój 5-letni syn Franek jesteśmy Pani wielkimi fanami. Mamy prawie wszystkie książki, do których robiła Pani ilustracje i te, do których Pani również pisała teksty. Zaginiona Wyspa, to ulubiona książka Franka. Do Wielkiej Księgi Zagadek możemy wracać w nieskończoność. Seria Jak to działa - jest fantastyczna. Franek ma autyzm i dopiero niedawno zaczął mówić. Pani rysunki i teksty pozwoliły mi, Frankowi i mojemu mężowi spędzić wspólnie wiele, wiele godzin w fantastycznym świecie pełnym humoru i przygód. Wszyscy troje uwielbiamy światy, które Pani tworzy! Dziękujemy i gratulujemy niesamowitej pracy dyplomowej!
OdpowiedzUsuńDzień dobry,
UsuńSerdecznie dziękuję za komentarz i tyle miłych słów :)
Powiedzieć, że się cieszę, że moje książki sprawiły wam radość i że lubicie zgłębiać napisane i narysowane przeze mnie historie, to jak nic nie powiedzieć! Strasznie się cieszę, że "Zaginiona Wyspa" to ulubiona książka Franka (widać, że ma wyrobiony gust literacki :D)! Ślę Wam moc serdeczności!