sobota, 10 września 2022

W Krainie Baśni

Poniżej możecie zobaczyć, jak prezentuje się w całości gra "W Krainie Baśni". Założeniem gry było, aby ilustracje składały się w modularną układankę, którą można składać i układać w dowolny sposób, a ilustracje zawsze się ze sobą łączą i do siebie pasują.

Tak powstało 18 ilustracji w kształcie prostokąta, zbliżonego do kwadratu. 

Ilustracje łączą się ze sobą w sześciu punktach za pomocą drogi i rzeki. Każda karta to inna baśń. 

Dodatkowo na ilustracjach znajdują się ukryte przedmioty - na każdej te same - które należy znaleźć.

Kilka kadrów z gry znajdziecie poniżej, a po więcej zapraszam na mój profil na Behance -> KLIK

Zawartość pudełka:

Pudełko:










Ilustracje:





A tu kolejne etapy pracy nad ilustracjami:


Ilustracje: Nikola Kucharska
Projekt gry i koncepcja: Muduko
Wydawnictwo Muduko 2022

piątek, 9 września 2022

"W Krainie Baśni" - premiera

Wczoraj dotarły do mnie egzemplarze autorskie najnowszej gry planszowej, którą miałam przyjemność ilustrować. Tym razem jest to gra "W Krainie Baśni" wydana przez Wydawnictwo Muduko

Gra ma mocno wyszukiwankowy klimat, masę detali i nadaje się dla całej rodziny.

Jest to pierwsza planszówka, w której miałam aż takie pole do popisu - bardzo jestem zadowolona z finalnego efektu. Powrót do znanych i wałkowanych baśni był ciekawym doświadczeniem, a krytyczne spojrzenie na nie z dzisiejszej perspektywy dało mi sporo przemyśleń. Większość z tych baśni, aż się prosi o przepisanie/komentarz, albo zarzucenie ich w kąt. Nie wszędzie niestety było miejsce na graficzne umieszczenie takich komentarzy, ale tam, gdzie się dało, pokusiłam się o swoją interpretację. W tym kontekście szczególnie zadowolona jestem ze "Smoka Wawelskiego" :)  








Urlop - wolny sierpień

Rok temu, po raz pierwszy w życiu, zrobiłam sobie ponad miesiąc wolnego od pracy. Wyszło mi to tak mocno na zdrowie że postanowiłam wprowadzić ten zwyczaj na stałe do mojego kalendarza. W związku z tym sierpień był moim miesiącem wolnym od pracy. Spędziłam go głównie na dłuższych i krótszych wyjazdach, chodzeniu, zwiedzaniu i czytaniu komiksów.
Odkryłam dwa lata temu wielką miłość do wielokilometrowych spacerów po górach, lasach i łąkach. Kiedy idę, myślę tylko o chodzeniu i umysł mi bardzo odpoczywa od ciągłego myślenia o pracy.

Ponieważ odpoczywanie trzeba trenować, to od maja weekendy spędzaliśmy na jednodniowych wycieczkach po bliższej i dalszej okolicy.

Tutaj nad rzeką, niedaleko nas - trawa przy rzece urosła tak wysoka, że sięgała mi prawie ramienia:


W Lesie Osobowickim - bardzo lubię te okolice:

 


Okolice Bielska-Białej:



Super Skansen w Zielonej Górze-Ochlii:

 

Piesza wycieczka nad Wrocławski Zalew Bajkał:

 


W międzyczasie narysowałam komiks poruszający bardzo ważny problem społeczny, z którym zmagam się na każdych zakupach warzywnych, na targu, od momentu, kiedy wprowadziłam się do Wrocławia:


 

 

W pierwszy z czterech, dłuższych, wakacyjnych wyjazdów udaliśmy się do Sobobótki - miasteczka u podnóża góry Ślęży.
Było super - odpoczełam, naładowałam baterie i prawie w ogóle nie myślałam o pracy. Ślęża okazała się super górą na wycieczkę dla kogoś, kto nie ma dużego doświadczenia ze wspinaniem się po górach. Ma dość łagodne podejście i piękne widoki na całym szlaku. W dniu, w którym się na nią wspinaliśmy, trafiliśmy akurat na deszczową pogodę, która sprawiła, że góra wyglądała jeszcze piękniej i bardziej magicznie.

Tu w moich magicznych, żółtych gaciach, które przyciągały wszystkie owady w okolicy:


Winnica, w której się zatrzymaliśmy, a którą bardzo polecam, jeśli wybierzecie się do Sobótki. Super miejsce:



 


Tu zdjęcia ze wspinania się na Ślężę:

 

 


 

 

 

I jeszcze Wieżyca (wieża obserwacyjna, znajdująca się na sąsiednim szczycie):


Tu w drodze nad zalew Mietkowski:



Tu już nad zalewem - obrazki jak z tropikalnej wyspy:

 


Tu zdjęcia z kamieniołomu znajdującego się w Sobótce:





Kociarz, oczywiście wszędzie spotka swoich:


I jeszcze z Grodziska:


Pomiędzy wyjazdami braliśmy też udział w Dining Week i zjedliśmy pyszny obiad w Platinum Palace:

 

 

Mój ubiegłoroczny komiks pogodowy niestety był bardzo aktualny przez cały lipiec i sierpień. W rekordowy dzień, we Wrocławiu, było 40 stopni:

Byliśmy na jednodniowej wycieczce w Brzegu Dolnym, który znaleźliśmy w internetowym zestawieniu "10 najciekawszych miejsc na jednodniowe wycieczki na dolnym śląsku". Niestety nie wiem co robił w tym zestawieniu bo nie było tam niczego ciekawego poza karpiami koi.


Byliśmy też na pieszej wycieczce w Czernej Małej:

 

 

 

Byliśmy też na wycieczce w muzeum Etnograficznym we Wrocławiu, gdzie odkryliśmy świetną historię o szalonym pszczelarzu i jego humonoidalnych ulach, o którch pisano w gazetach:

 

 


 

 

Wyobrażam sobie, że tak jak normalnie kupujemy miód spadziowy i lipowy, tak do tego pszczelarza przychodziło się po duży słoik miodu z Mojżesza i dwa słoiczki miodu z Baby.





A potem pojechaliśmy na drugi z czterech wyjazdów, który był najdłuższy. Tym razem odwiedziliśmy Bielawę i pochodziliśmy po Górach Sowich. Przez tydzień przeszliśmy 198,5 km.

Fizycznie ten wyjazd bardzo mnie wymęczył, ale podczas wysiłku głowa bardzo odpoczęła mi od pracy. Po powrocie zaczęłam już czuć radość i ekscytację na myśl o projektach, do których miałam wrócić we wrześniu. Bardzo mnie to cieszyło, bo od maja czułam już, że jadę na oparach i rysowanie bardziej mnie męczy, niż cieszy.

Bielawa to niewielkie miasteczko w województwie dolnośląskim. Do niedawna w Bielawie istniały firmy włókiennicze – Bielbaw oraz Bieltex, które ogłosiły upadłość. W okresie swojej świetności zatrudniały 10 tys. pracowników. Większość budynków znajdujących się w mieście to budowle wzniesione właśnie wokół fabryki - dawne, okazałe wille jej dyrektorów i właścicieli, oraz skromniejsze budynki zamieszkiwane przez robotników. Dzięki temu, że miasto rozbudowywało się wokół fabryki, to architektura ma dość spójny i bardzo unikatowy charakter. Większość budynków jest ceglana lub ma ceglane fragmenty. Całość ma charakter unikatowy na skalę Polski i wart zobaczenia. Wiele budynków, na czele z dawną fabryką, mocno podupada, ale mimo to ich dawna świetność jest widoczna gołym okiem.














Poza oglądaniem pięknej architektury spotkałam też sporo zwierząt:



 







Byliśmy na wycieczce w Srebrnej Twierdzy:

 


Oraz wspięliśmy się na szczyt Wielkiej Sowy. Niestety wieża widokowa była akurat w remoncie:

 

Tu z kolei na szczycie wieży widokowej na Górze Krasnoludków:

 

I kilka ujęć pięknego, okolicznego lasu:




A tu Bielawa z nieco innej perspektywy - kiedy bardzo dużo grasz w Skyrim, a potem jedziesz na wakacje:


Trzeci z czterech wyjazdów był krótki, ale intensywny. W przypływie szalonego optymizmu pojechaliśmy pociągiem do Berlina. PKP nie zawiodło i pociąg był opóźniony o prawie trzy godziny, klimatyzacja nie działała, dzięki czemu w wagonie nie było tlenu i panowało tam milion stopni. Nie polecam tej formy podróży -  2/10.

Sama wycieczka była za to bardzo udana. W Księgarniach spotkałam swoje "Fakty I plotki o smokach", oglądaliśmy 13-metrowy szkielet brachiozaura w Muzeum Historii Naturalnej, bramę Isztar w Pergamonie, popiersie Nefertiti w Muzeum Neues i piękny park pałacowy w Charlotenburgu. Jadłam najlepsze burrito ever i przeszłam 87 km w 3 i pół dnia.

Berlin bardzo mi się podobał, choć w klimacie był bardzo podobny do Polskich miast (nie czuło się tak bardzo "za granicą" Jak np. W Paryżu czy w Barcelonie).
Bardzo podobało mi się, to ile drzew rosło wszędzie wokół, a leżące na ulicach liście sprawiły, że poczułam już przedsmak jesieni.
Tylko upały, które były bardzo letnie, dały nam popalić...


Nasz pokój hotelowy miał bardzo nietypowy motyw przewodni w postaci jakiejś Pani o martwym spojrzeniu. Jej gigantyczna podobizna znajdowała się nie tylko przy umywalce, ale też wpatrywała się w nas pod prysznicem i w łóżku.


 






 

W księgarniach spotkałam fajną książkę o smokach - polecam, 10/10:


Poza tym odwiedziliśmy Muzeum Historii Naturalnej.


Od czasów pracy nad "Zwierzętami, które zniknęły", bardzo chciałam to miejsce odwiedzić

 

I cieszę się, że się udało, choć Wrocławskie Muzeum Przyrodnicze podoba mi się chyba nieco bardziej. Głównie ze względu na to, że w takich miejscach lubię czytać wszystkie tabliczki, a tu niestety były one tylko po niemiecku (nie znam tego języka). Mimo to cieszę się, że mam zdjęcie z każdym dinozaurem i skamieliną:


 


Poza tym odwiedziliśmy Muzeum Pergamońckie, Neues i Alte Muzeum. Wszystkie były super. Niesamowitym przeżyciem było zobaczenie Bramy Isztar i popiersia Nefertiti na żywo, po tylu razach oglądania ich zdjęć w książkach:

 


Tu jeszcze dwa kadry ze spaceru po parku wokół pałacu w Charlotenburgu:

 

I na koniec najlepsze burrito jakie jadłam w restauracji:


A z podróży przywieźliśmy sobie trzy książki. Nie lubię mieć w domu gratów, więc zamiast pamiątek z krajów, które odwiedzamy, przywozimy książki i dobre jedzenie:

Najmniejsza książka jest bardzo ciekawa. Zauważyłam w niemieckich księgarniach kilka książek w typie Wimmelbuch, które były wydane w dwóch formatach - standardowym (około A4) i takim malutkim. Zakładam, że mały format ma być podręczną i podróżną wersją dużej książki, którą można dać dziecku w samochodzie na spacerze itd. Bardzo fajny pomysł!

Książkę na samej górze kupiłam w Neues Museum i jest to książka non-fiction, w której znajdują się liczne ilustracje z przekrojami historycznych budynków. Jako fanka "przekrojów" skusiłam się od razu.

Ostatnia książka to album fotograficzny Candidy Hofer. Podczas wizyty w Berlinie odwiedziliśmy Muzeum fotografii, gdzie wystawiane były m.in. jej zdjęcia. Spodobały się nam one na tyle, że w muzealnym sklepie kupiliśmy album:


Po przyjeździe z Berlina mieliśmy kilka dni oddechu. W tym czasie m.in. podopieszczałam Kocich Asystentów i odwiedziłam siostrę w Gliwicach, gdzie jedliśmy PRZEPYSZNY ramen, wybitny deser - Mochi z lodami i na przystawkę super talerz z kiszonkami. Wyglądało to równie obłędnie jak smakowało. Polecam Sushi-Ya przy okazji wizyty na Śląsku - japońskie jedzenie z najwyższej półki i klimatyczny lokal:

 


Potem siostra przyjechała z rewizytą i poszliśmy przetestować Wrocławską piekarnię Plon, polecaną "Dla Chlebiarzy". Zdecydowanie mocny chleb/10 - świetne pieczywo i b.dobre jagodzianki:



Jeździliśmy sporo pociągiem, więc iPad znów poszedł w ruch


 

W bistro, przy naszym domu sprzedają najlepsze frytki, z idealną proporcją kruchej skórki i miękkiego środka. Ostatnio wprowadzili też kartę win.

W czwarty i ostatni wyjazd, pojechaliśmy do naszego ukochanego Trójmiasta. 

Ze wszystkich naszych, tegorocznych wyjazdów, ten był najbardziej spokojny i nastawiony na odpoczynek. Oboje uwielbiamy Bałtyk i wracamy tam, jak tylko mamy po temu okazję.

Te pięć dni spędziliśmy na gapieniu się na morze, słuchaniu szumu fal i przyglądaniu się mewą, które dryfują po wodzie w kierunku, w którym poniosą je fale, a kiedy mają dość, to odlatują ukraść komuś frytkę. Perfekcyjny czas.

 


 










Przy okazji wizyty w Gdyni odwiedziliśmy też Teatr muzyczny i byliśmy na spektaklu Something Rotten. Teatr ma świetne nagłośnienie, muzyka, choreografia i wokal aktorów robiły bardzo dobre wrarzenie. Nieporównywalnie lepsze doświadczenie niż we Wrocławskich Arkadach, gdzie dźwięk, dykcja aktorów i nagłośnienie pozostawiały sporo do życzenia.
Sam spektakl nie był może wybitny, ale przyjemny do obejrzenia i posłuchania.



Odwiedziliśmy również Gdyńskie Muzeum Emigracji. To jednak, było dla mnie dużym rozczarowaniem. Wystawy były przygotowane bardzo nowocześżnie, estetycznie i multimedialnie. Treści prezentowane w muzeum również były interesujące. Niestety atmosfera była tragiczna - w muzeach, w których większa część ekspozycji wymaga czytania długich tekstów, atmosfera powinna sprzyjać skupieniu. Tutaj z każdej strony zalewały nas dźwięki i szumy - filmy, mieszające się z dźwiękami lektorów, odgłosami mającymi nawiązywać do czasów opisywanych w danej części wystawy, a do tego ilka wycieczek, które odbywały się jednocześnie, w tym samym czasie. Całość powodowała tak przytłaczającą kakofonię dźwięków, że było to jedno z gorszych i bardziej frustrujących doświadczeń w moim życiu. O czytaniu i rozumieninu co czytam mogłam zapomnieć. Samo oglądanie zdjęć w tej atmosferze było niekomfortowe i nie przyjemne. 



W muzeum znajdował się za to kącik dla najmłodszych ze sporym regałem z książkami. Oczywiście zajrzałam, z zawodowej ciekawości i znalazłam tam moje "Legendy Polskie dla dzieci, w obrazkach". Ze wszystkich książek jakie narysowałam, ta nie wiąże się może najbardziej z tematem muzeum, ale i tak miło ją było tam znaleźć!



W muzeum odbywała się też wystawa dla najmłodszych na której prezentowane były ilustracje ścienne projektu Agaty Dudek z Acapulco Studio - bardzo fajne i miło je było obejrzeć. 




 

Kupiłam sobie na pamiątkę pocztówki z kilkoma z nich.


Tradycyjnie, po zwiedzaniu muzeum poszliśmy do muzealnego sklepiku. 
Na wejściu znaleźliśmy dobrą ksiązkę o psach, dla dzieci:


A ostatecznie zdecydowałam się kupić książkę "Książka Otwarta na Świat", wydaną przez Muzeum Emigracji. Książkę zilustrował Dawid Ryski i jest naprawdę ciekawą i fajnie zaprojektowaną perełką edytorską. Ma wiele rozkładanych, przesuwanych i składanych elementów, folii i innych fajnych bajerów:












Byliśmy też w Gdańskim Muzeum Sztuki Współczesnej, które z kolei bardzo Wam polecam! Odbywa się tam obecnie najlepiej przygotowana wystawa sztuki współczesnej, na jakiej miałam okazję być. Do wystawy dołączona jest ksiązeczka-przewodnik w której opisana jest krótko sylwetka każdego z prezentowanych artystów i krótka charakterystyka prezentowanych dzieł.
Zamiast książeeczki mogłoby to działać na zasadzie aplikacji/strony www, żeby nie drukowac tyle papieru, ale i tak bardzo doceniam pomysł i wykonanie.

 

Tu kilka prac które szczególnie mi się spodobało:


 


Ponieważ podróż nad morze trwa ponad 5 godzin, to udało mi się narysować w drodze obrazek i przetestować bardzo fajną grę:

 

 

Obrazek:


Gra to Gamedec, katowickiego studia Anshar. Bardzo fajna wizja świata, z ciekawą fantazją i pomysłem. Na razie nie zaszłam w niej bardzo daleko i pewnie prędko nie zajdę, bo muszę wrócić do pracy, ale wiem już z jaką grą spędzę tegoroczne święta!


I tak mi minął mój miesiąc urlopu. 
Czuję się bardzo wypoczęta i zrelaksowana. Pierwszy tydzień to był czas, kiedy głową jeszcze byłam w projektach, które zostawiłam w lipcu. Drugiego i trzeciego tygodnia w ogóle nie myślałam o pracy i cieszyłam się odpoczynkiem. Czwartego tygodnia zaczęłam już tęsknić za rysowaniem i rutyną. Idealnie zamknięty cykl odpoczynku i teraz mogę wrócić do ksiązek które rozpoczęłam przed wyjazdami. Za rok powtórka!